______________________________________________________________________________
11 października 2009, Holmes Chapel
Dziewczyny wstały o 12. Nie ma się co dziwić, skoro poszły spać tak późno, chociaż dla Ann sen o takiej godzinie to chleb powszedni. Miło spędziły popołudnie po zjedzeniu obiado-śniadania. Ann pokazała Rosie miasto (nie było co zbytnio pokazywać, ale zawsze coś) oczywiście były skazane na Lisę, która męczyła Rodriguez. Właśnie szły do fryzjera, bo młodszej Jones ubzdurało się, że jak przytnie włosy to spodoba się Stylesowi. Pomarzyć zawsze mogła, szkoda tylko, że nie dostrzegała, że podoba się jego koledze z Holmes. A tak wracając do rzeczywistości. Dziewczyny są właśnie na głównej ulicy miasta.
- Ann, jak mam się obciąć? - zapytała sztucznym głosem, jakim zawsze zwracała się do siostry. Zaczęła mocno gestykulować pokazując długości na jakie może się obciąć: do łopatek, przed biust, do ramion i do uszu.
- Najlepiej zgól się na łyso, jak wtedy, kiedy Harry powiedział, że lubi łyse - odpowiedziała siostrze i wrednie się uśmiechnęła - High five - powiedziała do pękającej ze śmiechu Rose i przybiły piątkę. Miały już serdecznie dość tego jazgotu, chociaż i tak po drodze był im ten fryzjer. Dzisiaj dzień imprezy urodzinowej Marie. Czekały ją zakupy, fryzjer i inne pierdoły mające ją odciągnąć od Adamsa i Stylesa oraz paczki z Holmes.
- Czy ty musisz być taka wredna dla mnie? Harry tego nie wymyślił. Wiem, że to ty mu kazałaś robić mi te wszystkie świństwa. To się nazywa znęcanie się nad młodszą siostrą - Lisa była czerwona jak burak ze złości. Czego ta dziewczyna jeszcze nie wymyśli. No może Anie była dla niej okropna, ale to Harry był pomysłodawcą tych wszystkich okropieństw, no może poza jednym.
Para sześciolatków uczyła się grać w siatkówkę. Urocza blondyneczka i słodki zielonooki chłopiec na zmianę odbijali piłkę cały czas się śmiejąc. Pan Jones patrzył na to wszystko z oddali, a Elisabeth nieudolnie im przeszkadzała próbując złapać piłkę. I zabrać ją. Kiedy jej już się to udało pan Michael wszedł akurat do środka.
- Hazziu, Hazziu - podskakiwała z piłką w rękach. To nie mogło się dobrze skończyć - Jak mnie pocałujesz to oddam ci piłkę - opluła się.
- Nie pocałuję cię, bo jesteś jak żaba, które łapaliśmy wczoraj - na jego ustach pojawił się wredny uśmiech. Nikt nie był tak bezczelny, jak to lokate dziecko ze szmaragdowymi oczkami. Był na swój sposób uroczy, ale miał różki i ogonek. Do Harry'ego podeszła blondyneczka i szepnęła mu coś na ucho. Chłopiec szczerze się roześmiał. Podszedł do ciemnowłosej pięciolatki i wyrwał jej piłkę z rąk. Rozpłakała się.
- Skoro, skoro już mas piłkę - łkała - t-to to mnie pocałuj - zrobiła dzióbek i ryknęła jeszcze większym szlochem. Harry i jego blond koleżanka pokładali się ze śmiechu.
- Dam ci całusa jak... jak zgolisz włosy i z tyłu głowy namalujesz sobie drugą twarz - zachichotał i przybił piątkę z Ann Marie. Pulchna szatynka wyszła, a Harry podał swojej przyjaciółce piłkę. Już prawie im wychodziło odbijanie górą. Grali tak dobre pół godziny wymyślając jak tu dać kolejną nauczkę Lisie. Młodsza Jones przyszła do nich po godzinie. Miała ogoloną głowę, z tyłu nieudolnie namalowaną drugą twarz, balona z doklejonymi ciemnymi włosami i śpiewała jakąś serenadę na cześć Harry'ego.
- Całuj, Hazziu, całuj - wydęła usta w jego stronę.
- Nie pocałuję cię, bo w piosence, którą śpiewałaś nie było Ann - pokazał jej język, trzepnął w czaszkę palcami i odebrał piłkę od Anie, podał jej i grali tak dopóki rodzice nie zawołali ich do domów cały czas nabijając się z naiwności Elisabeth.
- No może raz był mój pomysł - pokazała jej język. - O! Jesteśmy już. Ja też sobie zrobię włosy jak już tu jesteśmy, a ty Rosie? - uśmiechnęła się, tym razem życzliwie, na co jej koleżanka pokiwała głową. Weszły do salonu.
Dwie godziny później, dom Liama Payne'a
- Adams chodź tu! - krzyknął z ogrodu Styles. Szykowali imprezę niespodziankę. W ogrodzie było pełno różnokolorowych balonów, serpentyn, szarf i innych tego typu pierdół, ale całość prezentowała się genialnie w połączeniu z różami, które zamówili za namową Rose. Harry właśnie kończył upinać ostatnie kwiaty. James do niego podbiegł ze skrzynką alkoholi w rękach
- Tylko tyle?
- Piłeś z Ann, więc wiesz jaką ma mocną banię, nie? To tylko 1/4 tego co będzie na imprezie - Adams mu przytaknął. - Zostaw to pod stołem i zrób kolorową pianę w basenie i jakieś fajne podświetlenie wybierz - wskazał na stół, pod którym znajdowała się już reszta trunków i Jamesa już nie było. Stał nad basenem zastanawiając się na jaką cholerę ogarnia basen, skoro jest październik i 18 stopni na dworze. No ale jak musi to musi, kłócił się nie będzie. Wybrał kolor szmaragdowy na kolor piany i jaśniejszy chryzolitu na podświetlenie toni wody. Na powierzchni basenu poustawiał świeczniki w kształcie białych lilii, a w nich różnokolorowe wkłady świecące wielobarwnymi płomieniami. Nad wodą, na wysokości 2 metrów, porozwieszał idealnie komponujące się z resztą dekoracji lampiony, które swoją drogą zdobiły drzewa i niektóre ścieżki. Całość prezentowała się świetnie. Wewnątrz domu wystrój prezentował się równie genialnie. Przyjęcie zbliżało się wielkimi krokami.
- Styles!
- Co chcesz?
- Chodź tutaj! - Harry przyszedł nad basen z naręczem słoneczników, które właśnie układał w bukiet dla solenizantki.
- Masz już prezent? Nie licz bukietu - zapytał wykończony robotą Adams.
- Nie, ułożę go i idę kupić, po drodze wstąpię do Jones'ów, a później pójdę się ogarniać. Idziesz ze mną?
- Jak mogę. Jestem w rozsypce. Nie wiem co kupić Jones, w co się ubrać, ani po jaką cholerę ogarniałem ten basen. Jest październik.
- Adams, ty idioto - uderzył się otwartą dłonią w czoło, zostawiając kwiaty tylko na jednej ręce. - Ten basen jest podgrzewany bucu! Chodź już, zostawię te kwiatki w wazonie i idziemy, bo tobie ta para w połączeniu z lampionami chyba resztki mózgu wyżarła - wyszli przez dom żywo dyskutując na temat prezentu dla Marie. Po dziesięciu minutach spaceru byli u Jones'ów. Harry poprosił panią Eleanor o przygotowanie wspólnie z Anne i Gem jakichś przekąsek. Pan Michael sam zaproponował znalezienie jakichś piosenek na karaoke. Chłopaki poprosili tylko, żeby jakoś przetrzymali Anie w domu, gdyby wcześniej wróciła do czasu imprezy. Zakupy już nie poszły tak gładko. Każdy pomysł, na który wpadł Adams Styles bagatelizował i znajdował kolejne powody, dla których prezent wybrany przez Adamsa był kiepski. W końcu zdecydowali się na złoty zegarek z małymi diamencikami, a do tego ze dwie książki. Prezenty zapakowali do gustownej torebki, a zegarek wcześniej do odpowiedniego pudełka. Zostało im pół godziny z półtorej, które mieli na wszystko.Zdążyli wziąć prysznic i się naszykować, żeby odebrać płyty i jedzenie oraz po podłączać wszystko przed czasem. Włączyli światła i pozapalali świeczki, które przyjemnie rozświetliły półmrok i nadały miejscu miły nastrój. Teraz trzeba było tylko czekać na solenizantkę. Ann Marie przyszła razem z Rose i niestety Lisą spóźniona o pół godziny. Wszyscy goście już byli, ale to Ona lśniła. Miała na sobie granatową sukienkę do pół uda, dość obcisłą, na grubych ramiączkach z głębokim dekoltem i wyciętymi plecami tak, że jej piersi nie krępował biustonosz. Na nogach miała czarne szpilki, włosy upięte w tak zwany kok na suwak, w uszach małe, szafirowe kolczyki. Mocny makijaż i smoke eyes wyglądały genialnie. Rose nie była gorsza. Czerwona sukienka, którą miała na sobie sięgała tuż za pupę dziewczyny. Jej ramiączka tak, jak w przypadku sukienki Anie, były grube, ale dekolt w łódkę kończył się tuż przy szyi, a pleców w sukience teoretycznie nie było. Wycięte były aż do nerek. Jej nogi zdobiły czarne, klasyczne, wysokie, matowe szpilki takie, jakie miała Ann. Włosy miała rozpuszczone, w makijażu postawiła na usta, a z biżuterii włożyła długi naszyjnik z wisiorkiem w kształcie jaskółki z malutkim rubinem. Ludzie zebrali się w ogonku przy dziewczynach żeby złożyć życzenia i wręczyć prezenty Marie. Kiedy już wszystkie pakunki były odłożone, a wszyscy stali dookoła Ann Marie z kieliszkami pełnymi szampana wielkim chórem zostało odśpiewane 'Happy birthday'. Później zaczęła się cała zabawa. DJ ogłosił zakład organizatorów imprezy.
- UWAGA, UWAGA! - ucichła muzyka - PAYNE I STYLES ZAŁOŻYLI SIĘ Z ADAMSEM O TO JAK BĘDZIE SIĘ BAWIĆ NASZA SOLENIZANTKA. HARRY I LIAM TWIERDZĄ, ŻE LEPIEJ NIŻ W PARYŻU, JAMES UWAŻA, ŻE PARYŻA NIC NIE PRZEBIJE! JEDEN... DWA... TRZY... ZACZYNAMY IMPREZĘ! - z głośników popłynęła muzyka, ulubione kawałki Ann. Słychać była szum rozmów, szelest ocierających się o siebie i zrzucanych ubrań, plusk wody, do której wskakiwali ludzie. Dziewczyny zniknęły w tłumie, a później w domu kolegi Anie. Postanowiły nie powtarzać epizodu z poprzedniego pool party na jakim była Jones. Przebrały się błyskawicznie w swoje bikini i ubrały z powrotem kuszące sukienki. Wróciły. To co zobaczyły przypominało parkiet z dyskoteki. Rose była zaskoczona, Ann po prostu weszła w tłum i zaczęła się seksownie poruszać. Zwinnie omijała łapczywe spojrzenia chłopaków tańczących w wianuszku dookoła niej. W rytmie piosenki kołysała biodrami i całym ciałem. Wyglądała naprawdę ponętnie. Po pół godzinie tańca nogi jej odpadały, a adoratorów proszących o ich pięć minut nie ubywało. Anie postanowiła zrobić sobie przerwę. Podeszła do stołu z jedzeniem i alkoholem.
- Co podać? - ten głos słyszała tylko raz, tylko raz w tym języku i z tym akcentem. Adams pytał po francusku co chce do picia.
- Podwójną whiskey z lodem, albo mocną tequilę, co tam masz pod ręką.
- A napijesz się tequili ze mną i po mojemu?
- Dajesz - wypięła biust i kiwnęła mu głową.
- Ty pijesz pierwsza czy ja?
- Ja - on tylko na znak zgody skinął głową i poszedł po sól i cytrynę. Nalał trunku do kieliszka, odchylił szyję i posypał sobie sól w zagłębienie między szyją a ramieniem, cytrynę wziął do ust tak, żeby zabierając ją stamtąd musiała dotknąć go wargami. Dziewczyna wykrzywiła je tylko we wrednym uśmieszku. Zlizała sól z jego szyi, ssąc skórę i pozostawiając po sobie mały, różowy ślad. Szybko wypiła tequilę i wzięła z jego ust cytrusa. Na chwilę zatrzymała się przy jego wargach, by za chwilę tyrpnąć go nosem. Chciała mu pokazać jaka to ona nie jest. Ona zrobiła to samo co on wcześniej, a James powtórzył ruchy Jones, może był trochę bardziej zmysłowy. Muzyka ucichła po raz kolejny.
- MARIE JAK SIĘ BAWISZ? TERAZ BĘDZIESZ SIĘ BAWIĆ JESZCZE LEPIEJ! ZACZYNAMY KARAOKE! KTO CHCIAŁBY ZACZĄĆ? - ku zdziwieniu wszystkich do prowizorycznej sceny przeciskał się Adams. Buźką, stylem i zachowaniem potrafił czarować. Dzisiaj miał na sobie czarne rurki i błękitną koszulę. Na nogach całe czarne trampki Converse. Włosy były jak zawsze ułożone w artystyczny nieład, a broda nieogolona. Wyglądał świetnie. Tym swoim typowym krokiem wskoczył na scenę i wziął mikrofon od z konsoli. Szepnął tytuł piosenki do DJ'a i z głośników popłynęła muzyka.
Tant de fois j'ai tenté
D'aller toucher les étoiles
Que souvent en tombant
Je m'y suis fait mal
Tant de fois j'ai pensé
Avoir franchi les limites
Mais toujours une femme
M'a remis en orbite
Tant de fois j'ai grimpé
Jusqu'au plus haut des cimes
Que je m'suis retrouvé
Seul au fond de l'abime
Seul au fond de l'abime
Znowu. Znowu ten głos, ten akcent, ta chrypa. On to robi specjalnie, żeby tylko mnie zdenerwować, pomyślała Marie, a dreszcze przeszły jej po plecach. Niektóre dziewczyny na imprezie zachwycały się nim, jego głosem, wyglądem. Dla nich to był po prostu ideał. Nie ukrywajmy, że dla Ann też. Ona po prostu nie potrafiła i nie chciała się przyznać przed samą sobą.
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Seul au fond de son lit
Seul au bout de la nuit
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Peut-il seulement aimer
Peut-il aimer jamais
Tant d'amis sont partis
Du jour au lendemain
Que je sais aujourd'hui
Qu'on peut mourir demain
On a beau tout avoir
L'argent, l'amour, la gloire
Il y a toujours un soir
Ou l'on se retrouve seul
Seul au point de départ
Ciarki przeszły po jej plecach, a nogi mimowolnie zaniosły pod scenę. Zadarła głowę w górę i patrzała prosto w jego oczy. On nie przestawał śpiewać. Wziął drugi mikrofon do ręki i podał go solenizantce, a kiedy zwolniła mu się ręka wyciągnął ją do dziewczyny i pomógł jej wejść na scenę.
Tant de fois j'ai été
Jusqu'au bout de mes reves
Que je continuerai
Jusqu'a ce que j'en crève
Que je continuerai
Que je continuerai
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Seul au fond de son lit
Seul au bout de la nuit
Peut-il seulement aimer
Jamais, jamais
Je continueraiJe continuerai *
Ostatni refren zaśpiewali razem. Anie nie kryjąc zdziwienia, James z uśmiechem. Koniec piosenki, więc Marie strzeliła buraka.Nigdy nie śpiewała publicznie i tylko raz zaśpiewała Adamsowi, jeszcze w Paryżu. Kiedy po raz któryś z kolei zostali sami, bo gołąbeczki były na randce. Chłopak pomógł jej zejść ze sceny, w sumie to on zszedł, a ją złapał w talii i zniósł. Jeszcze kilka osób śpiewało, ale tym bardziej dużo żywsze piosenki. Po odśpiewanej piosence i jednym wspólnym tańcu, którego wreszcie się doczekał rozdzielili się. Marie poszła nad basen do Rosie i Hazzy. Rodriguez już pływała w szmaragdowej pianie między liliami. Harry zobaczył zbliżającą się do niego Jones i na jego ustach pojawił się przebiegły uśmiech. Ooo nie. Tylko nie to. W błyskawicznym tempie odwróciła się i pobiegła jak najdalej. Styles, na jej nieszczęście, był szybszy. Dogonił ją, złapał w talii i przerzucił sobie przez plecy.
- Nie Harry. Błagam. Daj mi się chociaż rozebrać - jęczała.
- Cicho bądź, bo się jeszcze rozmyślę i wygram zakład - nabijał się z niej przez całą drogę do basenu. Tuż nad taflą wody ich wspólny przyjaciel - Liam Payne zdjął buty nastolatki i z pomocą Stylesa również sukienkę.
- Nieee... - chłopaki złapali ją za ręce i nogi i zaczęli mocno kołysać. Z głośnym pluskiem i równie hałaśliwym wrzaskiem wpadła do wody. Kumple pokładali się ze śmiechu, a goście patrzyli na tę całą scenę. Jedni z rozbawieniem inni z irytacją, tylko Adams nie zwrócił (albo przynajmniej tak dobrze udawał) na to wszystko uwagi, był zajęty robieniem drinka jakiejś blondynce.
- Wy, wy idioci! - uderzyła pięściami o taflę wody chlapiąc na wszystkich dookoła. - Paryż był sto razy lepszy! Tam nikt nie wrzucał mnie do wody bez mojej zgody! Ohhh...!
- Wiesz, że wyglądasz pięknie jak się denerwujesz? Harry, idź powiedz DJ'owi, że przegraliśmy - Liam poruszył zabawnie brwiami, rozebrał się do samych bokserek i wskoczył do wody tuż obok Jones. Jej bajeczny wygląd poszedł się kochać, jedynie wodoodporny makijaż został.
- Payne idioto! - wrzasnęła dzisiaj już któryś raz z kolei. - Co zrobicie skoro przegraliście? I co miał zrobić Adams jeśliby przegrał? - powiedział już spokojniejszym tonem. Pogodziła się z tym, że wylądowała w wodzie i nie wyjdzie dopóki jej koledzy sobie tego nie zażyczą. Podpłynęła do materaca i zrzuciła z niego swoją siostrzyczkę. Nie wyglądała tak tragicznie, no może poza jej sukienką. Obcisła, bez ramiączek, za kolano, z rozcięciem na lewej nodze do uda. Jedna, wielka porażka. Wracając do Ann. Zażyczyła sobie drinka, najlepiej jakiegoś mocnego, zabrała Rose na materac i dopiero mogły podpłynąć po odpowiedź do Liama. Jeszcze, nie daj Bóg, by się jej wpakował.
- No słucham, czekam na odpowiedź - pokazała mu język.
- No ja i Harry mamy ci służyć do końca tygodnia, a Adams miał odstawić ci tu striptiz przy wszystkich - mimowolnie się zaśmiał - Powiedział, że nie chce ci już usługiwać, więc woli to - dziewczyny nie mogły powstrzymać śmiechu. Chyba nie były aż tak okropne dla tego narcyza. Wyjście w sukience na miasto, w którym nikt go nie zna to nic złego. Muzyka ucichła po raz trzeci już dzisiejszego wieczoru.
- GODZINA 23. CHŁOPAKI MYŚLAŁEM, ŻE DŁUŻEJ POCIĄGNIECIE! WYGRAŁ ADAMS. STYLES, PAYNE, OD DZISIAJ DO KOŃCA TYGODNIA USŁUGUJECIE NASZEJ SOLENIZANTCE. TO MOŻE Z OKAZJI KOŃCA ZAKŁADU DAJMY ZWYCIĘZCY DO WYZEROWANIA SETKĘ!
- Adams, Adams, Adams - tłum skandował jego nazwisko. Wszystkie oczy skierowane były na basen, przy którym wziął się znikąd. Marie wyszła z wody i zwróciła się w stronę barku. To ona będzie czynić honory. Wzięła stamtąd dwie butelki i jedną wręczyła Jamesowi. Swoją odkręciła.
- Na 3 zerujemy - perfidnie się uśmiechnęła. Widziała jak pożerał ją wzrokiem. Już wcześniej tak na nią patrzał, teraz była mokra i nie miała na sobie sukienki, tylko skąpe bikini. Skinął głową. - 1... - odkręcił swoją butelkę - nie będzie 2 - uśmiechnęła się i uniosła brwi - 3. -
Chłopak skończył pierwszy, a dziewczyna nie wypiła całej zawartości. Połowę wylała na siebie, bo (niby) nie trafiła do ust, drugą połowę wypiła.
- Może nie przegrałem zakładu, ale to zrobię - wyszeptał jej do ucha, wziął za rękę i poprowadził na scenę. Nastolatka usadowiła się na wysokim krześle i obserwowała poczynania pijanego chłopaka. Styles, Payne i Rodriguez też oglądali tę całą szopkę i mieli z niej niezły ubaw, z tą różnicą, że oni obserwowali to z bezpiecznej odległości. Adams tańcząc do piosenki, którą teraz puścił DJ, zrzucał kolejne ubrania. Kiedy już rozebrał się do bokserek przerzucił sobie szesnastolatkę przez ramię i pobiegł z nią w kierunku basenu.
- Ooooo nie! Puszczaj debilu! - waliła go pięściami po plecach. Upojony alkoholem chłopak nie zwracał uwagi na jej wrzaski i protesty. Nabrał prędkości, odbił się od krawędzi i z głośnym pluskiem wskoczył do basenu. Dłuższą chwilę byli pod wodą, kiedy chłopak zobaczył, że Jones brakuje powietrza zamiast się wynurzyć podzielił się z nią tym, które miał w płucach. Wynurzyli się, a Marie wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Ej... A to za co?
- Za to, że mogłeś mnie utopić - odpowiedziała dysząc ze złości.
Pełna emocji wpiła się w jego usta. Całowała go powoli i zachłannie. Tak, jakby nie mogła bez tego żyć. James nie był na to bierny, z pożądaniem oddawał pocałunek.
- A to za to, że podzieliłeś się ze mną powietrzem. - jeszcze godzinę spędzili w basenie, a następne trzy przetańczyli. Czasem odchodzili z parkietu żeby coś przekąsić, czy napić się. O trzeciej nad ranem goście zaczęli wychodzić, a cała piątka przenocowała u Payne'a, Następnego dnia każdy poszedł w swoją stronę.
- Styles!
- Co chcesz?
- Chodź tutaj! - Harry przyszedł nad basen z naręczem słoneczników, które właśnie układał w bukiet dla solenizantki.
- Masz już prezent? Nie licz bukietu - zapytał wykończony robotą Adams.
- Nie, ułożę go i idę kupić, po drodze wstąpię do Jones'ów, a później pójdę się ogarniać. Idziesz ze mną?
- Jak mogę. Jestem w rozsypce. Nie wiem co kupić Jones, w co się ubrać, ani po jaką cholerę ogarniałem ten basen. Jest październik.
- Adams, ty idioto - uderzył się otwartą dłonią w czoło, zostawiając kwiaty tylko na jednej ręce. - Ten basen jest podgrzewany bucu! Chodź już, zostawię te kwiatki w wazonie i idziemy, bo tobie ta para w połączeniu z lampionami chyba resztki mózgu wyżarła - wyszli przez dom żywo dyskutując na temat prezentu dla Marie. Po dziesięciu minutach spaceru byli u Jones'ów. Harry poprosił panią Eleanor o przygotowanie wspólnie z Anne i Gem jakichś przekąsek. Pan Michael sam zaproponował znalezienie jakichś piosenek na karaoke. Chłopaki poprosili tylko, żeby jakoś przetrzymali Anie w domu, gdyby wcześniej wróciła do czasu imprezy. Zakupy już nie poszły tak gładko. Każdy pomysł, na który wpadł Adams Styles bagatelizował i znajdował kolejne powody, dla których prezent wybrany przez Adamsa był kiepski. W końcu zdecydowali się na złoty zegarek z małymi diamencikami, a do tego ze dwie książki. Prezenty zapakowali do gustownej torebki, a zegarek wcześniej do odpowiedniego pudełka. Zostało im pół godziny z półtorej, które mieli na wszystko.Zdążyli wziąć prysznic i się naszykować, żeby odebrać płyty i jedzenie oraz po podłączać wszystko przed czasem. Włączyli światła i pozapalali świeczki, które przyjemnie rozświetliły półmrok i nadały miejscu miły nastrój. Teraz trzeba było tylko czekać na solenizantkę. Ann Marie przyszła razem z Rose i niestety Lisą spóźniona o pół godziny. Wszyscy goście już byli, ale to Ona lśniła. Miała na sobie granatową sukienkę do pół uda, dość obcisłą, na grubych ramiączkach z głębokim dekoltem i wyciętymi plecami tak, że jej piersi nie krępował biustonosz. Na nogach miała czarne szpilki, włosy upięte w tak zwany kok na suwak, w uszach małe, szafirowe kolczyki. Mocny makijaż i smoke eyes wyglądały genialnie. Rose nie była gorsza. Czerwona sukienka, którą miała na sobie sięgała tuż za pupę dziewczyny. Jej ramiączka tak, jak w przypadku sukienki Anie, były grube, ale dekolt w łódkę kończył się tuż przy szyi, a pleców w sukience teoretycznie nie było. Wycięte były aż do nerek. Jej nogi zdobiły czarne, klasyczne, wysokie, matowe szpilki takie, jakie miała Ann. Włosy miała rozpuszczone, w makijażu postawiła na usta, a z biżuterii włożyła długi naszyjnik z wisiorkiem w kształcie jaskółki z malutkim rubinem. Ludzie zebrali się w ogonku przy dziewczynach żeby złożyć życzenia i wręczyć prezenty Marie. Kiedy już wszystkie pakunki były odłożone, a wszyscy stali dookoła Ann Marie z kieliszkami pełnymi szampana wielkim chórem zostało odśpiewane 'Happy birthday'. Później zaczęła się cała zabawa. DJ ogłosił zakład organizatorów imprezy.
- UWAGA, UWAGA! - ucichła muzyka - PAYNE I STYLES ZAŁOŻYLI SIĘ Z ADAMSEM O TO JAK BĘDZIE SIĘ BAWIĆ NASZA SOLENIZANTKA. HARRY I LIAM TWIERDZĄ, ŻE LEPIEJ NIŻ W PARYŻU, JAMES UWAŻA, ŻE PARYŻA NIC NIE PRZEBIJE! JEDEN... DWA... TRZY... ZACZYNAMY IMPREZĘ! - z głośników popłynęła muzyka, ulubione kawałki Ann. Słychać była szum rozmów, szelest ocierających się o siebie i zrzucanych ubrań, plusk wody, do której wskakiwali ludzie. Dziewczyny zniknęły w tłumie, a później w domu kolegi Anie. Postanowiły nie powtarzać epizodu z poprzedniego pool party na jakim była Jones. Przebrały się błyskawicznie w swoje bikini i ubrały z powrotem kuszące sukienki. Wróciły. To co zobaczyły przypominało parkiet z dyskoteki. Rose była zaskoczona, Ann po prostu weszła w tłum i zaczęła się seksownie poruszać. Zwinnie omijała łapczywe spojrzenia chłopaków tańczących w wianuszku dookoła niej. W rytmie piosenki kołysała biodrami i całym ciałem. Wyglądała naprawdę ponętnie. Po pół godzinie tańca nogi jej odpadały, a adoratorów proszących o ich pięć minut nie ubywało. Anie postanowiła zrobić sobie przerwę. Podeszła do stołu z jedzeniem i alkoholem.
- Co podać? - ten głos słyszała tylko raz, tylko raz w tym języku i z tym akcentem. Adams pytał po francusku co chce do picia.
- Podwójną whiskey z lodem, albo mocną tequilę, co tam masz pod ręką.
- A napijesz się tequili ze mną i po mojemu?
- Dajesz - wypięła biust i kiwnęła mu głową.
- Ty pijesz pierwsza czy ja?
- Ja - on tylko na znak zgody skinął głową i poszedł po sól i cytrynę. Nalał trunku do kieliszka, odchylił szyję i posypał sobie sól w zagłębienie między szyją a ramieniem, cytrynę wziął do ust tak, żeby zabierając ją stamtąd musiała dotknąć go wargami. Dziewczyna wykrzywiła je tylko we wrednym uśmieszku. Zlizała sól z jego szyi, ssąc skórę i pozostawiając po sobie mały, różowy ślad. Szybko wypiła tequilę i wzięła z jego ust cytrusa. Na chwilę zatrzymała się przy jego wargach, by za chwilę tyrpnąć go nosem. Chciała mu pokazać jaka to ona nie jest. Ona zrobiła to samo co on wcześniej, a James powtórzył ruchy Jones, może był trochę bardziej zmysłowy. Muzyka ucichła po raz kolejny.
- MARIE JAK SIĘ BAWISZ? TERAZ BĘDZIESZ SIĘ BAWIĆ JESZCZE LEPIEJ! ZACZYNAMY KARAOKE! KTO CHCIAŁBY ZACZĄĆ? - ku zdziwieniu wszystkich do prowizorycznej sceny przeciskał się Adams. Buźką, stylem i zachowaniem potrafił czarować. Dzisiaj miał na sobie czarne rurki i błękitną koszulę. Na nogach całe czarne trampki Converse. Włosy były jak zawsze ułożone w artystyczny nieład, a broda nieogolona. Wyglądał świetnie. Tym swoim typowym krokiem wskoczył na scenę i wziął mikrofon od z konsoli. Szepnął tytuł piosenki do DJ'a i z głośników popłynęła muzyka.
Tant de fois j'ai tenté
D'aller toucher les étoiles
Que souvent en tombant
Je m'y suis fait mal
Tant de fois j'ai pensé
Avoir franchi les limites
Mais toujours une femme
M'a remis en orbite
Tant de fois j'ai grimpé
Jusqu'au plus haut des cimes
Que je m'suis retrouvé
Seul au fond de l'abime
Seul au fond de l'abime
Znowu. Znowu ten głos, ten akcent, ta chrypa. On to robi specjalnie, żeby tylko mnie zdenerwować, pomyślała Marie, a dreszcze przeszły jej po plecach. Niektóre dziewczyny na imprezie zachwycały się nim, jego głosem, wyglądem. Dla nich to był po prostu ideał. Nie ukrywajmy, że dla Ann też. Ona po prostu nie potrafiła i nie chciała się przyznać przed samą sobą.
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Seul au fond de son lit
Seul au bout de la nuit
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Peut-il seulement aimer
Peut-il aimer jamais
Tant d'amis sont partis
Du jour au lendemain
Que je sais aujourd'hui
Qu'on peut mourir demain
On a beau tout avoir
L'argent, l'amour, la gloire
Il y a toujours un soir
Ou l'on se retrouve seul
Seul au point de départ
Ciarki przeszły po jej plecach, a nogi mimowolnie zaniosły pod scenę. Zadarła głowę w górę i patrzała prosto w jego oczy. On nie przestawał śpiewać. Wziął drugi mikrofon do ręki i podał go solenizantce, a kiedy zwolniła mu się ręka wyciągnął ją do dziewczyny i pomógł jej wejść na scenę.
Tant de fois j'ai été
Jusqu'au bout de mes reves
Que je continuerai
Jusqu'a ce que j'en crève
Que je continuerai
Que je continuerai
Celui qui n'a jamais été seul
Au moins une fois dans sa vie
Seul au fond de son lit
Seul au bout de la nuit
Peut-il seulement aimer
Jamais, jamais
Je continueraiJe continuerai *
Ostatni refren zaśpiewali razem. Anie nie kryjąc zdziwienia, James z uśmiechem. Koniec piosenki, więc Marie strzeliła buraka.Nigdy nie śpiewała publicznie i tylko raz zaśpiewała Adamsowi, jeszcze w Paryżu. Kiedy po raz któryś z kolei zostali sami, bo gołąbeczki były na randce. Chłopak pomógł jej zejść ze sceny, w sumie to on zszedł, a ją złapał w talii i zniósł. Jeszcze kilka osób śpiewało, ale tym bardziej dużo żywsze piosenki. Po odśpiewanej piosence i jednym wspólnym tańcu, którego wreszcie się doczekał rozdzielili się. Marie poszła nad basen do Rosie i Hazzy. Rodriguez już pływała w szmaragdowej pianie między liliami. Harry zobaczył zbliżającą się do niego Jones i na jego ustach pojawił się przebiegły uśmiech. Ooo nie. Tylko nie to. W błyskawicznym tempie odwróciła się i pobiegła jak najdalej. Styles, na jej nieszczęście, był szybszy. Dogonił ją, złapał w talii i przerzucił sobie przez plecy.
- Nie Harry. Błagam. Daj mi się chociaż rozebrać - jęczała.
- Cicho bądź, bo się jeszcze rozmyślę i wygram zakład - nabijał się z niej przez całą drogę do basenu. Tuż nad taflą wody ich wspólny przyjaciel - Liam Payne zdjął buty nastolatki i z pomocą Stylesa również sukienkę.
- Nieee... - chłopaki złapali ją za ręce i nogi i zaczęli mocno kołysać. Z głośnym pluskiem i równie hałaśliwym wrzaskiem wpadła do wody. Kumple pokładali się ze śmiechu, a goście patrzyli na tę całą scenę. Jedni z rozbawieniem inni z irytacją, tylko Adams nie zwrócił (albo przynajmniej tak dobrze udawał) na to wszystko uwagi, był zajęty robieniem drinka jakiejś blondynce.
- Wy, wy idioci! - uderzyła pięściami o taflę wody chlapiąc na wszystkich dookoła. - Paryż był sto razy lepszy! Tam nikt nie wrzucał mnie do wody bez mojej zgody! Ohhh...!
- Wiesz, że wyglądasz pięknie jak się denerwujesz? Harry, idź powiedz DJ'owi, że przegraliśmy - Liam poruszył zabawnie brwiami, rozebrał się do samych bokserek i wskoczył do wody tuż obok Jones. Jej bajeczny wygląd poszedł się kochać, jedynie wodoodporny makijaż został.
- Payne idioto! - wrzasnęła dzisiaj już któryś raz z kolei. - Co zrobicie skoro przegraliście? I co miał zrobić Adams jeśliby przegrał? - powiedział już spokojniejszym tonem. Pogodziła się z tym, że wylądowała w wodzie i nie wyjdzie dopóki jej koledzy sobie tego nie zażyczą. Podpłynęła do materaca i zrzuciła z niego swoją siostrzyczkę. Nie wyglądała tak tragicznie, no może poza jej sukienką. Obcisła, bez ramiączek, za kolano, z rozcięciem na lewej nodze do uda. Jedna, wielka porażka. Wracając do Ann. Zażyczyła sobie drinka, najlepiej jakiegoś mocnego, zabrała Rose na materac i dopiero mogły podpłynąć po odpowiedź do Liama. Jeszcze, nie daj Bóg, by się jej wpakował.
- No słucham, czekam na odpowiedź - pokazała mu język.
- No ja i Harry mamy ci służyć do końca tygodnia, a Adams miał odstawić ci tu striptiz przy wszystkich - mimowolnie się zaśmiał - Powiedział, że nie chce ci już usługiwać, więc woli to - dziewczyny nie mogły powstrzymać śmiechu. Chyba nie były aż tak okropne dla tego narcyza. Wyjście w sukience na miasto, w którym nikt go nie zna to nic złego. Muzyka ucichła po raz trzeci już dzisiejszego wieczoru.
- GODZINA 23. CHŁOPAKI MYŚLAŁEM, ŻE DŁUŻEJ POCIĄGNIECIE! WYGRAŁ ADAMS. STYLES, PAYNE, OD DZISIAJ DO KOŃCA TYGODNIA USŁUGUJECIE NASZEJ SOLENIZANTCE. TO MOŻE Z OKAZJI KOŃCA ZAKŁADU DAJMY ZWYCIĘZCY DO WYZEROWANIA SETKĘ!
- Adams, Adams, Adams - tłum skandował jego nazwisko. Wszystkie oczy skierowane były na basen, przy którym wziął się znikąd. Marie wyszła z wody i zwróciła się w stronę barku. To ona będzie czynić honory. Wzięła stamtąd dwie butelki i jedną wręczyła Jamesowi. Swoją odkręciła.
- Na 3 zerujemy - perfidnie się uśmiechnęła. Widziała jak pożerał ją wzrokiem. Już wcześniej tak na nią patrzał, teraz była mokra i nie miała na sobie sukienki, tylko skąpe bikini. Skinął głową. - 1... - odkręcił swoją butelkę - nie będzie 2 - uśmiechnęła się i uniosła brwi - 3. -
Chłopak skończył pierwszy, a dziewczyna nie wypiła całej zawartości. Połowę wylała na siebie, bo (niby) nie trafiła do ust, drugą połowę wypiła.
- Może nie przegrałem zakładu, ale to zrobię - wyszeptał jej do ucha, wziął za rękę i poprowadził na scenę. Nastolatka usadowiła się na wysokim krześle i obserwowała poczynania pijanego chłopaka. Styles, Payne i Rodriguez też oglądali tę całą szopkę i mieli z niej niezły ubaw, z tą różnicą, że oni obserwowali to z bezpiecznej odległości. Adams tańcząc do piosenki, którą teraz puścił DJ, zrzucał kolejne ubrania. Kiedy już rozebrał się do bokserek przerzucił sobie szesnastolatkę przez ramię i pobiegł z nią w kierunku basenu.
- Ooooo nie! Puszczaj debilu! - waliła go pięściami po plecach. Upojony alkoholem chłopak nie zwracał uwagi na jej wrzaski i protesty. Nabrał prędkości, odbił się od krawędzi i z głośnym pluskiem wskoczył do basenu. Dłuższą chwilę byli pod wodą, kiedy chłopak zobaczył, że Jones brakuje powietrza zamiast się wynurzyć podzielił się z nią tym, które miał w płucach. Wynurzyli się, a Marie wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Ej... A to za co?
- Za to, że mogłeś mnie utopić - odpowiedziała dysząc ze złości.
Pełna emocji wpiła się w jego usta. Całowała go powoli i zachłannie. Tak, jakby nie mogła bez tego żyć. James nie był na to bierny, z pożądaniem oddawał pocałunek.
- A to za to, że podzieliłeś się ze mną powietrzem. - jeszcze godzinę spędzili w basenie, a następne trzy przetańczyli. Czasem odchodzili z parkietu żeby coś przekąsić, czy napić się. O trzeciej nad ranem goście zaczęli wychodzić, a cała piątka przenocowała u Payne'a, Następnego dnia każdy poszedł w swoją stronę.
~*~
Jest i rozdział piąty. Mam nadzieję, że się spodoba. Jak przeczytacie zostawcie ślad po sobie.
2 KOMENTARZE = NOWY ROZDZIAŁ
Przepraszam, że dzisiaj prawie nie było Rosie i Hazzy tylko głównie Anie, ale to jej urodziny i postanowiłam się skupić na niej. :)
*Garou - Seul gdybyście chcieli tłumaczenie znajdziecie je tutaj <klik>
Piszcie czego oczekujecie w następnym rozdziale, wezmę to pod uwagę w tworzeniu. :)
Kochana, przepraszam, że tak późno, ale wiesz jak jest... Rozdział cudny, jak zawsze zresztą. Liczę na więcej mojej ulubionej Rosie w następnym rozdziale. :*
OdpowiedzUsuń