niedziela, 21 września 2014

Rozdział 9

Proszę, błagam nie bijcie, że tak mało. Ten rozdział jest taki, ze nie mogłam napisać więcej, bo nie miałby już sensu. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Pozdrawiam i życzę miłej lektury Xx - Lilka
~*~


30 czerwca 2010, Londyn
Nadszedł koniec roku szkolnego. Życie dwójki przyjaciół nie zmieniło się ani o jotę. Nadrobili zaległy obiad, ale miał on charakter formalnej kolacji. Nie bawili się tak jak Anie i Lou, czy tak jak kiedyś w Holmes Chapel.
 Liam i Louis poszli za radą Jones i nie wychodzili z domu. Często zapraszali też koleżanki na noc, ale nie po to, żeby je wykorzystać, a żeby mieć towarzystwo do oglądania meczu. Harry chodził wkurwiony i zamienił jedno nocne seks-zabawki na alkohol. Nie było weekendu, kiedy widziano Stylesa trzeźwego. Firma chłopców wybiła się dzięki projektowi dla Gates'a. Teraz mogli sobie pozwolić, a właściwie musieli sobie pozwolić na zatrudnienie sekretarki.
 Adams za to był nad wyraz spokojny. Tak naprawdę tylko on zwracał uwagę na tajemniczość Rosie. Wertował książki psychologiczne w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, które dręczyło go od dłuższego czasu. Co się dzieje z tą niesamowitą, kiedyś pełną życia Portugalką? Jej zachowanie od pół roku było niezmienne.
Jones właśnie zapinała spódniczkę. Przecież jakoś musiała wyglądać, w końcu to koniec roku szkolnego. Na zewnątrz słońce mocno świeciło, a temperatura powietrza sięgała 27 stopni Celsjusza.  Nastolatka splotła włosy w warkocz i odrzuciła go na plecy. Na nadgarstku zapięła złoty zegarek, a na stopy wsunęła czarne, klasyczne szpilki i wyszła. Na zewnątrz czekał na nią Liam z kwiatami dla nauczycieli.
- Hej - przywitała go buziakiem w policzek.
- No, hej - podał jej całe naręcze słoneczników. - Hazza prosił żebyś do niego wpadła po szkole. 
- OK, będę - wygięła kąciki ust w nikłym uśmiechu. - Li, czy stało się coś ostatnio w Holmes? Dawno nie rozmawiałam z mamą i Lisą, a wiem, że ty tam często jeździsz.
- Właściwie - podrapał się po karku. - Właściwie to stało się. - przygryzł wargę, a Ann popędziła go niemym gestem. - Anie będę ojcem - z sykiem wypuścił z płuc całe powietrze.
- Kretynie! Jesteś tylko dwa lata starszy ode mnie! Jak ty sobie wyobrażasz życie z tą dziewczyną i dzieckiem?!
- Ma...
- Może i masz firmę, ale ty jesteś tutaj z chłopakami i firmą, a ona jest w Holmes! - nie dała mu się wypowiedzieć.
- Poradzę sobie. Ona też. Wszystko jest możliwe - jego głos był znudzony i wyprany z emocji. Tak samo zareagowała jego rodzina i reszta przyjaciół, a on zawsze odpowiadał, że sobie poradzą.
- Rozłóż parasol w dupie to pogadamy. OK. Widziałeś Rosie?
- Nie. - rozglądał się po całym placu.
- Adams! - Marie wrzasnęła tak głośno, że gdyby nie panujący gwar, Payne musiałby zatkać uszy mimo to słysząc jej krzyk. Wcisnęła kwiaty w ręce kolegi i rzuciła się pędem w tłum uczniów. Nie zwracała na nikogo uwagi. Potrącała, popychała i barowała innych uczniów, tych drobnych, tych średniej postury i tych muskularnych. James stał przy wejściu do Campusu, od którego Ann Marie znacznie się oddaliła pogrążona w rozmowie (o ile można to tak nazwać) z Liamem.
- James - oddychała ciężko i głośno, co chwila łapiąc powietrze. - Widziałeś... Rosie? - odetchnęła i ustabilizowała oddech. - Zanim wyszłam już drugą godzinę blokowała łazienkę. Była - spojrzała na zegarek - 10 jak wychodziłam.



- Nie. Daj mi klucz do was - James dostał to co chciał i po chwili biegu był już w pokoju koleżanek. Ręce delikatnie mu się trzęsły, gdy po pięciu próbach wywołania Rose z łazienki dziewczyna nie odpowiadała. Zaczął nerwowo łomotać pięścią w drzwi. Słyszał tylko szum wody, która lała się bez przerwy. Cofnął się i wbiegł w drzwi. Po trzech takich próbach ustąpiły. Pomieszczenie było całe zaparowane. Rodriguez leżała skulona pod prysznicem cała we krwi. Jej opalone ciało było całkiem nagie. W dłoni z całych sił jakie jej jeszcze zostały zaciskała żyletkę, a przez palce ciekła karmazynowa ciecz. Powieki były na pół przymknięte, a sine usta drżały. Przez kręgosłup przeszedł mu zimny dreszcz, włoski na karku się zjeżyły, skóra zbladła, a źrenice zwężyły. Zerwał się z miejsca, zakręcił wodę, a jej mokre ciało najdelikatniej jak potrafił owinął ręcznikiem, co nie było łatwe. Z jej ust za każdym zetknięciem skóry z chropowatym materiałem wydobywały się syki. Każdy centymetr jej rąk, ud, brzucha i bioder pokryty był krwawymi ranami ciętymi. Niektóre dało się ułożyć w napis 'I'M SORRY' czy ' PERFECT CUTS'. Niektóre z ran były płytsze, inne głębsze. Część ciała pokryta była również białymi bliznami. Jedne z blizn miały kształty (jedna wyglądała jak serce, inna jak wykres EKG), pozostałe były tylko cienkimi, lub grubymi kreskami; dłuższymi i krótszymi. Mógł też wyróżnić kropki w zgięciach łokci i na przedramionach. Ona się katowała. Z jej ust wyrwał się cichy jęk, później Adams mógł usłyszeć łkanie.
- Proszę - wyszeptała ledwo słyszalnie - Nie mów Anie. - jej łkanie przerodziło się w łapczywe łapanie oddechu. - Ona nie może...
Urwała. Po prostu straciła przytomność. James już nie dbał o delikatność. Bez ceregieli złapał ją na ręce i wybiegł zatrzaskując za sobą drzwi. Wpadł do samochodu i ułożył nieprzytomną dziewczynę na tylnym siedzeniu. Sam wsiadł na miejsce kierowcy i ruszył do szpitala łamiąc wszelkie ograniczenia prędkości. Droga i tak dłużyła mu się w nieskończoność. Pod budynkiem odebrali ją pracownicy placówki i przenieśli na nosze. Ręce szatyna trzęsły się teraz tak, że nie mógł nad nimi zapanować. Lekarze nie informowali go o niczym, jedynie jasnowłosa pielęgniarka podeszła zapytać go o dane dziewczyny.
- Rosallinda Rodriguez; 17 lat, więcej nie wiem. Już wiadomo w jakim jest stanie?
- Takich informacji udzieli panu lekarz - odpowiedziała mu ze stoickim spokojem i odeszła odrzucając jasne kosmyki na plecy. Adams denerwował się z każdą minutą. Przestępował z nogi na nogę, krążył po holu coraz mocniej zaciskając pięści do pobielenia knykci i rozluźniał je. I tak w kółko. Coraz więcej pytań kłębiło się w jego głowie, a na ich czele stało pytanie: dlaczego? Niby takie proste, niby można znaleźć na nie tyle odpowiedzi, ale chyba tylko w wypadkach kiedy to pytanie zadaje pięciolatek pytając dlaczego mu czegokolwiek zakazują, czy dlaczego zwierzęta nie mówią. Na to są logiczne wyjaśnienia, ale jak tu wyjaśnić emocje targające dziewczyną, która posunęła się do tak strasznego czynu? Czy nie chciała już żyć? Czy to było już uzależnienie, choroba, której nie umiała się przeciwstawić? Pozornie proste pytanie 'dlaczego' wplatało się w każdą myśl szatyna. Znał już przyczynę jej zniknięć i tajemniczości, teraz nie wiedział dlaczego to zrobiła. Nogi same poniosły go pod salę, a głos wywołał lekarza.
- A pan to kto dla poszkodowanej?
- Znalazłem ją, jestem kolegą. Co jej jest? - nosiło go.
- Przykro mi, ale tylko osobom spokrewnionym mogę udzielić takich informacji. Co z jej rodziną?
- Jest w Portugalii. A mama chyba w Brighton - doktor poprawił stetoskop, zanotował coś i zniknął. Adams zaczepił pielęgniarkę i poprosił o poinformowanie go kiedy Rosie odzyska przytomność. Usiadł na ławce w korytarzu i czekał. Minęła jedna godzina, trzecia, piąta, a kubki po kolejnych kawach brązowookiego lądowały w koszu. O godzinie 22 poddał się i zasnął. Śniło mu się jak wkurwiająco idealna Jones oblewa egzamin z francuskiego. Ten piękny moment, w którym Evans obwieszcza to klasie przerwało szturchanie w ramię i ściszony żeński głos wzywający jego nazwisko. Miła blondynka właśnie go budziła. Minęła chwila zanim oczy przyzwyczaiły się do światła panującego w korytarzu.  Kobieta miała podkrążone oczy.
- Panie Adams, prosił pan, żeby pana obudzić, kiedy stan pacjentki Rodriguez się poprawi. Panna Rodriguez obudziła się kilka minut temu, teraz dochodzi do siebie. Może pan do niej iść, jest w sali 34.
Nie zwracając na nic uwagi poszedł do sali, przyciągnął sobie taboret i usiadł koło jej łóżka. Rose wyglądała słabo, ale pięknie. Kawowe, falowane włosy rozrzucone były dookoła jej pobladłej twarzy, która powoli nabierała rumieńców. Sine usta nabierały dotychczasowego, malinowego koloru. Spod półprzymkniętych, papierowo białych powiek przebijały się cienkie żyłki i naczynka. Długie i ciemne rzęsy przysłaniały zielone tęczówki. Blada, pełna blizn i strupów ręka bezwiednie opadała na kołdrę. Zabandażowaną dłoń próbowała zacisnąć w pięść. Póki co udawało jej się jedynie zginać palce; sine, kościste, kruche, z krwią pod paznokciami, piękne. James wyciągnął dłoń w stronę szatynki i pogładził opuszkami palców po, jeszcze niedawno zakrwawionym, przedramieniu. Spojrzał na nią i błyskawicznie cofnął rękę ściskając ją między kolanami. Co on robi? Zachowuje się jak kretyn, tak nie może być... Musi odkryć dlaczego to robiła i zrobić wszystko, żeby jej pomóc. Otworzyła oczy. Jej źrenice momentalnie zwężyły się przez jasne światło w białym, sterylnym, szpitalnym pomieszczeniu. Zamrugała, przetarła oczy, a z jej ust wydobyło się ziewnięcie, a później jęk. Przypominała mu kociątko. Małe, zagubione kociątko. Adamsowi uwiązł głoś w gardle. Była tak piękna, tak krucha, tak chuda, tak słaba i zraniona.
- Will - powiedziała słabym głosem. Po jej policzkach spłynęły słone łzy, które od tylu dni powstrzymywała.
- James. - wyprowadził ją z błędu. - Nie płacz - w jego głosie było tyle troski. Kciukiem otarł słone krople z jej twarzy.
- Nie powiedziałeś nikomu, prawda? Powiedz, że nie powiedziałeś - wyszeptała i zgięła palce dłoni na pościeli. Odruch. Często zaciskała tak żyletkę żeby sobie ulżyć.
- Nikt nic nie wie. - Wypuściła z płuc powietrze zupełnie nieświadoma faktu, że je wstrzymuje. - Ja prawdę mówiąc też nie.
- Czyli co wiesz?
- Znalazłem cię całą we krwi w łazience i widziałem jak znikałaś przez te wszystkie miesiące.
- Ale już jest OK?
- Jeśli przyjmiemy OK za jest lepiej, to tak. Jest OK.
- Więc skoro jest lepiej to po co mi te rurki i po co tu jestem? - zaczęła majstrować przy wenflonie i przyssawkach na klatce piersiowej nie zwracając najmniejszej uwagi na wąsy tlenowe w nosie.
- Nie ruszaj tego - złapał ją za dłoń, a jedynymi dźwiękami w tej niezręcznej ciszy jaka zapała były ich zmieszane oddechy i równomierne pikanie holtera EKG.
- Bo? Nie zakażesz mi. - zgrywała odważną i próbowała się wyrwać z jego stalowego uścisku, ale na nieszczęście Rose chłopak był silniejszy. - Skoro muszę tu zostać to powiedz ile tu leżę.
- Od wczoraj rano. I tak krótko zważając na to, że straciłaś przytomność - wyszczerzył perłowo białe zęby w lśniącym uśmiechu, który nie błyszczał zbyt długo. Zgasł, kiedy jego zmartwione spojrzenie spotkało się ze wzrokiem bazyliszka dziewczyny.
- Krótko?! To jest krótko?! Ja muszę się zaraz zobaczyć z Chrisem, słyszysz?! Chcę zobaczyć się z moim chłopakiem, potrzebuję go teraz! Wypisuję się na własne żądanie! Doktorze! - wrzasnęła, tym samym budząc z pół szpitala. W sumie dobrze, że wezwała lekarza, bo równomierne pikanie monitora holterowskiego zaczęło mocno przyspieszać. Dziewczyna opadła bezwiednie na poduszki, a aparatura, do której była podpięta wydała z siebie jeden długi, ciągły i nieustający dźwięk. Jej serce stanęło. Dookoła jej łóżka zbiegli się lekarze i pielęgniarki. Adamsa odsunięto, więc całą akcję ratowania życia oglądał i słyszał zza szklanych drzwi.
- Jeszcze raz! - uwijali się jak w ukropie.
- Podawaj jej tlen! - krzyki zagłuszały dźwięk, który wydawał defibrylator.  Kolejna próba odratowania jej życia i przywrócenia stabilnej pracy serca wstrząsnęła jej drobnym ciałkiem. Udało się. Ciche pikanie znowu wracało. James odetchnął z ulgą.


5 komentarzy:

  1. Kiedy następny ? Rozdział był cudowny :-) !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sie napisze to dodam przy okazji weekendu. Juz zaczelam cos skrobac. Dziekuje za mile slowa. ❤

      Usuń
  2. Och wreszcie się doczekałam tej 9 <3 Uwielbiam tą historię!
    Rozdział bardzo ale to bardzo mi się podoba! Nic doda nic ująć! Jest taki ochh..brak mi słów!
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam i życzę weny kochana!

    http://effective-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz Was przepraszam, że tak długo. Rozdział był już gotowy od tamtego tygodnia, ale cały czas próbowałam napisać dłuższy, bo sama nie lubię czytać takich krótkich jako czytelniczka. Dziękuję do następnego. :)

      Usuń
  3. No i co tu dużo pisać... Josie Shipper Forever

    OdpowiedzUsuń