niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 3



29 września 2009, Paryż
  Hazz przespał cały dzień w akademiku. 7 dni u państwa Lacroix minęły bardzo przyjemnie. Pan Jean i pani Louise'a codziennie serwowali im na śniadanie francuskie tosty z co raz, to innymi dodatkami z ich ogrodu. Maliny, porzeczki, wiśnie i inne rarytasy smakowały inaczej niż te ze sklepu zatłoczonego Londynu. Po miłej okolicy swoich przyjaciół oprowadzała Ann, która znała miasto jak własną kieszeń. Malownicze miasteczko nad Tamizą zachwycało swoimi kamieniczkami i gotycką katedrą.
  Dziadkowie bardzo polubili nastolatków i długo ich żegnali przed wyjazdem z Rouen. Na lotnisku długo się wyczekali. Przyjechali wcześniej, żeby, broń Boże, się nie spóźnić. Odprawa trwała 2 godziny, lot drugie tyle, chociaż według Anie dłużył się w nieskończoność. Do Miasta Miłości dotarli po męczącym przelocie. Na ich nieszczęście zgubili się w alejkach brukowanych uliczek nie mogąc znaleźć hotelu. Złośliwość losu chciała, żeby Adams też był w Paryżu i też szukał miejsca noclegu. Przyłączył się do znajomych, którzy od dobrej godziny krążyli wśród kamienic. Już gorzej być nie mogło. Nigdzie nie było hotelu i Jones musiała się użerać z tym bufonem. Nic gorszego zdarzyć się nie mogło, no poza burzą. No tak... nasza kochana Anie wykrakała. Zagrzmiało, a deszcz lunął z nieba.
- No patrz Jones, nawet Paryż cię nie chce. A to szkoda - jak zwykle wypluł jej nazwisko z takim jadem, że gdyby słowa mogły zabijać Marie już dawno by nie było wśród żywych.
- Wypluj to! - warknęła na niego Rosie - Jedyną niechcianą tu osobą jesteś TY! - ostatnie słowo wypowiedziała rzez zaciśnięte zęby, a z jej oczu ciskały błyskawice godne Avady z kanonu Harry'ego Pottera - ulubionej serii Rose, która swoją drogą z utęsknieniem czekała, aż pojawi się kolejny tom.
- Oj Rodriguez, Rodriguez. Byłabyś OK, gdyby nie fakt, że nie potrafisz dobierać przyjaciół. Dupę masz fajną, cycki też, no i charakterek taki jak lubię, ale masz jedną wielką wadę - PRZYJAŹNISZ SIĘ Z JONES - podkreślił każde słowo zaznaczając dobitnie, jak beznadziejna jest Ann.
- Zamknij się - zacisnęła pięści, a z jej oczu cisnęły gromy. Styles stał z boku i powstrzymywał Rosallindę od interwencji. No cóż... nie ukrywajmy, polubił nemezis swojej przyjaciółki. James nie był taki zły, no i kiedy Anie nie patrzyła jego wzrok łagodniał, wpatrywał się w nią z wielkim zainteresowaniem. Postanowili się nie odzywać i szukać hotelu. Był za następną alejką. Złości nie było dość. Pokój, który zarezerwował Harry był dwuosobowy. Ann dostała apartament z Adamsem. Paryż zapowiadał się bardzo burzliwie, no ale przecież nie można się przejmować bogatym, nadętym, narcyzowatym i jeszcze wiele epitetów można by wymienić, dupkiem.
3 października 2004, Paryż
Każdy potrzebuje odpoczynku, prawda? No jak widać to nie jest dla Marie. Nie może odpocząć od Adamsa. Poza pokojem i posiłkami, z Jamesem dzieliła wycieczki i Harry'ego. Apartament... Czy to nie to o czym marzy każda nastolatka? Apartament w Mieście Miłości dzielony z przystojnym chłopakiem i widokiem na Wieżę Eiffela z okien. Marzenie, spełnienie snów większości dziewczyn, ale nie Jones. Miała już dość Wieży Eiffela. Po incydencie z Taylorem zwątpiła w miłość o ile takowa istniała. W sumie nawet za nim nie tęskniła, jedyna wspomnienie (w dodatku nie przyjemne) związane z nim to utrata dziewictwa. Dzisiaj czekała ich wycieczka rowerowa po mieście.
- I jak wyglądam? - do pokoju wparowała Rose. Miała na sobie jasnoszary kostium na cienkich ramiączkach i skórzaną ramoneskę, a na nogach czarne sandałki. Uszy zdobiły delikatne kolczyki w kształcie kuleczek, włosy splecione miała we francuski warkocz, a na twarzy lekki makijaż.
- Olśniewająco jak zawsze! A teraz uciekaj, bo zaraz pan idealny zachwyci nas swoją klatą - zaśmiały się głośno, szczerze, ale krótko i jak szybko weszła, tak szybko jej nie było. Tak jak przewidywała Anie zaraz po wyjściu Rosie Adams wyszedł w kłębach pary i samym ręczniku na biodrach z łazienki. Tarł uporczywie włosy drugim ręcznikiem. Rzucił pytające spojrzenie w stronę Marie i uniósł brew. Szesnastolatka zignorowała je i poszła się przebierać, tym razem to ona zaszczyciła szatyna swoją nienaganną, kobiecą i wysportowaną sylwetką, jędrne piersi, kształtne pośladki zakryła białą bielizną Victoria's Secret, a resztę ciała musztardowymi rurkami i białym T-shirtem. Swoje karmelowozłote fale rozczesała i na czubek głowy włożyła granatowy beret. Ostatnie co zostało jej zrobić przed wyjściem to podkreślić swoje rzęsy i wciągnąć buty na nogi. Nie do końca miała ochotę po raz kolejny oglądać Wieżę Eiffela  i obściskujące się pod nią pary. Ten widok był słodki i uroczy do porzygu. No, ale jest jeszcze Luwr, łuk tryumfalny, czy Wersal. Na rowery można jechać. Po pół godzinie byli już w drodze do wypożyczalni. Piękne, brukowane uliczki Miasta Miłości cieszyły wzrok Harry'ego i Rosie. Robili mnóstwo zdjęć. No tak, kolejny fotoalbum z wakacji. Nikt normalny nie robi tylu zdjęć. Nikt normalny, podobno też, nie przyjaźni się z Jones, więc pasowałoby. W wypożyczalni brakło roweru dla Stylesa. Kiedy Marie i Hazz wyjeżdżali na jednym rowerze Rodriguez pękała ze śmiechu.Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Ann wiozła na siedzeniu przyjaciela.
Harry z wielkim uśmiechem kurczowo trzymał w talii dziewczynę. Na ich nieszczęście Rosie trzymała w rękach aparat. Kiedy Harry to zauważył mina mu zrzedła i złapał się siedzenia, na którym był usadowiony w tym właśnie momencie przyjaciółka Ann zrobiła im zdjęcie. Adams właśnie wyjeżdżał zza zakrętu po swojej rundce na rowerze. Na parę na rowerze zareagował gwałtowniej od Rodriguez; wpadł w przekraczającą wszelkie granice euforię. Blondynka woziła tak swojego przyjaciela po całym mieście, a James cały czas się z tego śmiał. Tak jak ludzie, których mijali między malowniczymi kamieniczkami. Dotarli do skweru niedaleko Wieży Eiffela, zjedli lody i Ann Marie postanowiła wracać.
- Ja spadam - oznajmiła wszystkim i zaczęła iść w stronę hotelu. Drogę znała już na pamięć. Jej wystające poza czapkę fale powiewały na wietrze. Wyglądała naprawdę pięknie. Nawet Adams musiał to przyznać. Zaraz. Stop! On, najprzystojniejszy w całej szkole nie może nawet tak myśleć o naczelnej kujonicy, chociaż trzeba przyznać, że była naprawdę seksowna. Nie, nie, nie. Każdy tylko nie ona. Nie zwracając na nic uwagi pojechał za nią na rowerze krótko informując Styles'a i Rodriguez, że nie ma ochoty iść na Wieżę i popędził za nią.
- Może panią podwieźć - powiedział po francusku miękkim i seksownym głosem z akcentem.
- Tak, pewnie - odpowiedziała odwracając się. Była w niemałym szoku kiedy zobaczyła właściciela tego głosu. On ma francuski akcent?! On w ogóle potrafi mówić po francusku?! A jednak. Wsiadła na rower wypożyczony przez chłopaka. Dojechali do wypożyczalni oddać jednoślad i pieszo wrócili do hotelu. Marie padła na łóżko, a James zarwał w głowę poduszką od nastolatki.
- Ej... a to za co było? - udał obrażonego i usiadł na brzegu łóżka odrzucając poduchę.
- Za nic, nudzi mi się - zapomniała na moment o jego obelgach i wyszczerzyła zęby w najpiękniejszym uśmiechu.
- No to może w coś zagramy?
- Co proponujesz?
- Prawda i wyzwanie? - dziewczyna wstała i poszła zamknąć drzwi. Słychać było jak przekręca klucz w zamku, a drzwi się zatrzaskują.
- OK, na moich zasadach.
- Słucham - uniósł brew i ciekawy wyczekiwał na odpowiedź. Te sekundy zdawały się dłużyć w nieskończoność. Poza tym nie spodziewał się, że ONA się zgodzi na tę grę. Nie ta cnotka-niewydymka
- Nic, ale to NIC nie wychodzi poza pokój, odpowiadamy szczerze i wykonujemy każde, powtarzam KAŻDE zadanie.
- OK - James przyniósł butelkę wódki. - Przynieść szklanki, czy pijesz z butelki?
- A masz aktualne badania? - zaśmiała się. - Siadamy na łóżku? - pokiwał głową i spojrzał na nią wyczekująco. - Z butelki.
- Czym przepijasz? - Marie usadowiła się wygodnie na poduszkach, a James zajął miejsce na przeciwko niej.
- Niczym. Pytanie. - upił łyk napoju wyskokowego.
- No to może na początek... hmm... bieliznę widziałem rano... - głośno myślał. - Dziewica?
- Nie. pytanie czy wyzwanie?
- Na początek pytanie.
Dziewczyna odkręciła butelkę i pociągnęła z niej zdrowo.
- Z iloma dziewczynami spałeś i w jakich okolicznościach?
- Z dwiema; z pierwszą na imprezie w wannie, z drugą na obozie.
- Pytanie - uprzedziła go Jones. 
- To samo tylko z iloma chłopakami i kiedy.
- Jakiś rok temu zgwałcił mnie mój ówczesny chłopak, kiedy przyszedł do mnie najebany w pizdu - na to wspomnienie wyrwała oprocentowany napój z rąk Adamsa i wypiła połowę jednym haustem. To była najgorsza krzywda jaką ktokolwiek kiedykolwiek jej wyrządził. Czuła się potem przez długi czas jak najgorsze ścierwo. Jak szmata, jak brudna szmata do jakiej trochę ponad tydzień temu porównał ją Adams.I gdyby nie Harry nie dałaby sobie z tym wszystkim rady, a teraz te wspomnienia powróciły. Powróciły obrazy wściekłego Taylora, który siłą zdzierał z niej ubranie, który zmuszał ją do tego, a kiedy nie chciała bił ją po twarzy. Wróciło to dzisiaj i wraca za każdym razem, kiedy ktoś nazywa ją dziwką, szmatą i tym podobne. Oczy zachodzą jej łzami, ale ona nie uroni żadnej, bo obiecała sobie przecież, że nie może, że dopóki ktoś nie skrzywdzi jej, albo kogoś jej bliskiego w tak straszny lub gorszy sposób nie wyleje żadnej łzy, choćby miała cierpieć przez to.
- Przepraszam - wyszeptał. PRZEPRASZAM?! To On zna takie słowo?! Takie słowo przechodzi w ogóle przez jego gardło?! WOW. No tego się nie spodziewała. A on, on się zastanawiał jak można zrobić coś takiego dziewczynie. Nie wiedział jak się wtedy czuła, ale na pewno podle. Teraz zachowywała się zupełnie normalnie. To na pewno zasługa lokatego. - Wyzwanie.
Jej wyobraźnia pracowała nieźle, a po alkoholu jeszcze lepiej. Mogłaby mu kazać wyjść w różowym, fluorescencyjnym bikini i pełnym makijażu jutro na basen, ale nie będzie aż tak podła.
- Przez najbliższe 5 dni będziesz wykonywał moje wszystkie zadania - uśmiechnęła się cwanie i zabawnie poruszyła brwiami.- Pytanie.
- Czego najbardziej się wstydzisz? - poprawił się na łóżku i pociągnął z butelki.
- Nagości, poniżenia i poniekąd przeszłości - mimowolnie się zaczerwieniła. Nie... ona się nie zaczerwieniła, ona strzeliła buraka tak czerwonego, że gdyby nie miał pewności nie wiedziałby, że to ona.
- Pytanie.
- Która dziewczyn w szkole jest najładniejsza?
- Hmm... wiele jest ładnych, ale... ty i Rodriguez jesteście najładniejsze - sam się sobie dziwił. Jak?! Jak?! Przecież przed samym sobą tego nie przyznał, a musiał wypaplać tej, o którą chodziło. Alkohol jednak rozwiązuje język człowiekowi.
- Poważnie? - przyssała się do butelki.
- Nie każ mi tego powtarzać. Oddawaj, ja też chcę - wyrwał jej butelkę z ręki. Oboje uwielbiali to palące w gardle uczycie po wypiciu czystej.
- Pytanie.
- Hmm... o kim była twoja ostatnia fantazja? I nie próbuj mi wmawiać, że żadnej nie było.
- O tobie - powiedziała cicho przez zęby jeszcze czerwieńsza, niż wcześniej, o ile to możliwe. Poprawiła się na poduszkach i zagryzła wargę.
- Poważnie?! Ja tak ci uprzykrzam życie, a ty... Wyzwanie. 
- Przez miesiąc nie będziesz spał z żadną dziewczyną, a dziewczynę, która ci się podoba zaprosisz na bal bożonarodzeniowy kończący semestr.
- Nie żartuj! Ja już myślałem z kim pójdę do łóżka po powrocie. Zrobię wszystko, no błagam - pociągnął z gwinta i wykończył alkohol.
- No dobra zmienię ci pierwszą część wyzwania. Przedłużam moje pierwsze zadanie o 2 dni, ale bal końcowosemestralny dalej aktualny. Wyzwanie. - wstała i wyciągnęła z hotelowego barku dwie butelki 0,7; jedną podała chłopakowi, a drugą odkręciła i sama pociągnęła. Byli już mocno pijani, a wciąż było im mało. Postanowienie Anie z Holmes poszło się kochać. Nie minęły 3 miesiące, a ona już się upiła.
- Rozbierz się do samej bielizny, którą swoją drogą masz genialną - puścił jej oko, a na jego twarz wkradł się zbereźny uśmieszek - I zatańcz dla mnie.
Wstała i ponętnie zrzuciła ubranie ukazując mu po raz drugi dzisiaj swoje ciało w białej, koronkowej bieliźnie. Powabnie i seksownie poruszała ciałem przygryzając wargę. Ruszała biodrami, brzuchem, ramionami i delikatnie się uginała na nogach w powolnym rytmie podrzucając powabnie swoje złote fale. Wyglądała naprawdę seksownie. Każdy facet, który był hetero i każda lesbijka mogli mu pozazdrościć takiego widoku. Wzięła swoją butelkę wódki i celowo nie trafiła do ust oblewając się po kształtnym biuście.
- No dobra już dość, jeszcze dwie minuty takiego tańca, a nie ręczę za siebie.
- No to dawaj mi koszulkę - rozebrał się i również on zaszczycił ją dzisiaj swoją klatą, a miał czym. Podał dziewczynie ubranie, ociągał się przy tym strasznie, żeby jeszcze chociaż trochę popatrzeć na to, jak seksownie wygląda. Kiedy wreszcie dostała ją do rąk pospiesznie założyła i pociągnęła z butelki. - Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie kochanie - powiedział chwiejnym głosem i zacmokał.
- Już ci się słowa mylą? To może ja ci kupię słownik wyrazów bliskoznacznych, bo na pewno kochanie i dziwka nie są pokrewne, a jeszcze niedawno byłam szmatą, brudną szmatą. No ale chcesz pytanie, więc masz. Jak masz na drugie imię?
- Nie nabijaj się błagam - spurpurowiał, to było to trafiła w czuły punkt Adamsa. I pomyśleć, ze to błahostka typu drugie imię. No cóż, każdy się czegoś wstydzi - Wilhelm.
Zdławiła śmiech, no ale zabawa trwa dalej. Przysunęła się do niego na co on położył rękę na jej talii i przysunął ją jeszcze bliżej do siebie. Nie protestowała, nie wyrywała się tylko położyła obie dłonie na jego twardym torsie i usiadła na jego kolanach okrakiem. Ręce Jamesa powędrowały w stronę pośladków. Chłopak ścisnął tyłek Jones. Nastolatka jęknęła mu w ucho, którego płatek właśnie przygryzała. Poczuła jak Adams wodził nosem i ustami po jej szyi, jak składał tam delikatne pocałunki, ssał i przygryzał jej skórę robiąc różowe malinki. Mruczała z zadowolenia. Nastolatek szybkim ruchem jednej ręki zdjął z niej swoją koszulkę, drugą cały czas miętosząc pupę Jones. Widział przed sobą piękną, półnagą dziewczynę. Całował jej obojczyki i słuchał jej rozkosznych jęków. 
- Jamesie Wilhelmie Adams, jesteś mój - wyszeptała prosto w jego usta i złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku. Całował ją tak jakby czekał na to od miesięcy, tak zachłannie penetrował jej podniebienie. Walczyli językami o dominację robiąc co jakiś czas przerwę, żeby nabrać powietrza. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że nie wcisnęłoby się pomiędzy nich nawet wykałaczki. Oddawał jej pocałunki i sam kradł swoje. Dziewczyna słodko pomrukiwała w jego usta wodząc rękami po plecach Adamsa. Oderwali się od siebie i wyzerowali swoje w trzech czwartych pełne butelki i padli na łóżko chłopak jeszcze złożył kilka pocałunków na jej brzuchu i położył się obok niej.
- To było niesamowite. Słuchaj Jones, bo drugi raz możesz tego nie usłyszeć. Dziewczyno, jesteś BOSKA! Prawda to. Nie powinna wcale tego słyszeć, ale półtorej butelki wódki rozplątuje język. Pocałował ją w policzek, jedną ręką objął w talii, a drugą położył nad jej głową. Zasnęli upojeni alkoholem.


W tym samym czasie, plac przed Wieżą Eiffela
- Jak oni się uroczo kłócą. Coś z tego będzie - zaśmiał się Harry, kiedy zobaczył jak Adams patrzył na Anie.
- Co robimy teraz? - zagadnęła go Rose. Ruszyli pod samą budowlę, zapięli rowery i wjechali windą na sam szczyt.
- Jesteś odważna? - zapytał Harry i poruszył zabawnie brwiami.
- Co ty planujesz? - wystraszyła się szatynka, kiedy podeszli do ludzi trzymających uprzęże.O mój Boże. Co on wyprawia i dlaczego ci ludzie ją w to ubierają?! 
- Idź tam, skaczemy z budynku - wyszczerzył zęby w swoim firmowym uśmiechu ukazując swoje, urocze dołeczki, na punkcie  których wariowały dziewczyny. Ann też je uwielbiała.
Zrobią to, co szatyn zawsze chciał zrobić: będą uprawiać base jumping. Skoczą z Wieży Eiffela. Strach i stres towarzyszące Rosie były teraz zupełnie obce Harry'emu. Zastępowało je podekscytowanie i euforia. Niesamowita euforia. Żadne wątpliwości nie wypełniały teraz jego głowy. Jego oczy były pełne szczęścia, za to Rosie - niepewności. Ubrany w uprząż złapał Rose. Jedną ręką objął ją w talii, drugą ujął jej brodę w dwa palce i podniósł głowę tak, by patrzyła mu w oczy, w te szmaragdowe, hipnotyzujące oczy.
- Nie bój się, jestem z tobą - szepnął do niej tak, że tylko ona usłyszał i musnął jej usta swoimi tak delikatnie, jak motyl skrzydłami. Przypięli im liny i poszli na odpowiednio wysuniętą platformę, żeby na znak skoczyć. Rose cieszyła się, że Harry gdzieś tam jest. Nie widziała go, miała mocno zaciśnięte powieki. Ogarnęła ją nieważkość i wreszcie odważyła się rozchylić powieki. I believe I can fly - szepnęła do siebie. Stylesowi mignęło całe życie przed oczami, cudowne życie pełne wspomnień z Ann. Podekscytowanie i euforia wzrosło do maksimum. Magia i nieważkość ogarnęła jego ciało i umysł. Marie by się spodobało. Poczuł szarpnięcie, a chwilę później usłyszał krótki urywany krzyk. Rose się wystraszyła. Podleciał z powrotem do góry i znowu na dół, chwila bezsprzecznej przyjemności minęła. Ściągnięto ich na dół. Harry od razu pobiegł przytulić trzęsącą się dziewczynę.
- Wszystko już OK, już jesteśmy na dole - szeptał czule w jej włosy. Pachniały granatem i mango, pięknie. 
Odprowadzili rowery, a Hazz zabrał ją do pobliskiej kawiarenki. Miała klimat, chociaż była mała, a beżowe ściany zdobiły czarno-białe rysunki w białych ramkach. Zajęli jeden ze stolików pod dużymi okiennicami z widokiem na ulicę i wszędzie spieszących ludzi. Mogli tak popatrzeć jak to życie brnie i goni do przodu. Zamówili po croissant'cie i kawie. W kawiarence było mnóstwo mężczyzn zauroczonych urodą Rose, każdy z nich przynosił dziewczynie różę równie piękną jak ona sama i jej imię. Za każdym razem słyszała: tu es belle, co nie mijało się z prawdą. Po uroczym wypadzie do kawiarni postanowili się jeszcze przespacerować. Rosie szła z kilkunastoma herbacianymi różami. Po drodze na życzenie Harry'ego wstąpili do kwiaciarni. Kupił bukiet trzydziestu białych róż i wręczył je dziewczynie.
- Ci faceci mają rację, jesteś piękna - pocałował ją w czoło, później nos i w usta. Nie był to namiętny i zrozpaczony pocałunek pełen pożądania, a słodki i delikatny jak skrzydła motyla. Wrócili do hotelu miło rozmawiając o planach na jutro i trzymając się za rękę. Uroczy dzień, szkoda, że spędzony bez Ann. Chociaż ma to swoje plusy. Gdyby była z nimi Marie nie pocałowaliby się i nie skoczyliby na bungie. Wieczór spędzili na oglądaniu filmów i nawet nie zaglądali co u Ann Marie i Jamesa. Cieszyli się sobą.

~*~
Uff... Nareszcie skończyłam go przepisywać. Strasznie długo mi to zajęło, ale jest.
Nie wiem, czy was to ucieszy czy zasmuci, ale mam już w głowie następny rozdział,
a epilog już jest napisany, tylko trzeba go pod szlifować. Nie martwcie się nie kończę bloga.
Jeszcze trochę pomęczycie się ze mną i MEMORIES.
Warunek na następną notkę jest ten sam co poprzednio:


2 KOMENTARZE = NOWY ROZDZIAŁ 

3 komentarze:

  1. Czemu Harry nie jest ze swoją przyjaciółka? Ja chce :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz jak się to wszystko dalej potoczy. Może kiedyś będą razem. :)

      Usuń
  2. A ja jestem zachwycona takim obrotem sprawy! Rosie kocham wszystkimy moimi pozostałościami serduszka i wierzę, że z Harrym byłaby szczęśliwa! A Ann i Adams są tacy śmieszni, ale ja kocham jak z nienawiści rodzi się miłość. Ogólnie trochę mnie zaskoczyłaś wariatko, ale pozytywnie! Do następnego! Love you!!! <3

    OdpowiedzUsuń