piątek, 9 maja 2014

Prolog



Londyn, 10 czerwca 2013
Koleżanki właśnie ubierały, malowały i czesały Ann Marie. Jej długie paznokcie przybierały mleczny kolor, długie rzęsy stawały się kruczoczarne, pełne usta czerwone. Włosy były gładko rozczesywane, suszone, prostowane i upinane do góry.
- Cieszysz się, ze wychodzisz za mąż? - Katie, która rozczesuje jej włosy, zapytała dziewczynę.
- Z jednej strony tak, z drugiej nie bardzo - odpowiedziała jej zmieszana Jones siląc się na uśmiech.
- Anie, bierzesz dzisiaj ślub. Kochasz kogoś mocniej niż jego?
- Kocham mocniej kogoś, kto żył tak, jak ja, kiedy inni się odwrócili. Był zawsze przy mnie i mnie rozumiał, odciągał od nauki, kiedy wiedział, że mam już dość, a ja się katowałam. Zabierał na piwo, kiedy tego potrzebowałam, przyjechał do mnie specjalnie z Holmes Chapel do Londynu, bo tam chodziłam do liceum. Nauczył mnie żyć pełnią życia i jest bliższy mojemu sercu niż brat, jest dla mnie kimś więcej. Po prostu kocham Go najmocniej na świecie.

- Więc dlaczego za niego nie wyjdziesz?

- Bo nie mogłabym wyjść za kogoś tak podobnego do mnie, z którym problemy kończą się z ostatnim tchnieniem i kogo znam już na wylot, bo małżeństwie chodzi o to, by poznawać ukochaną osobę i być z nią do końca, odkrywając kolejne karty - powiedziała. - Poza tym sądzę, że On mnie nie kocha - wyszeptała tak, że usłyszała już tylko ona.
Spojrzała na swoje ukochane czerwone róże w białym wazonie na stoliku. Z tyłu na manekinie wisiała jej delikatna, biała suknia. Diana naciągnęła na jej nogę koronkową, białą podwiązkę, idealnie pasującą do gładkiej bielizny Victoria's Secret w tym samym, śnieżnym kolorze, którą miała teraz na sobie. Emily zabarwiła jej policzek delikatnym różem, o brzoskwiniowym odcieniu. Makijaż był już gotowy. Tak jak paznokcie i włosy, pozostało jeszcze tylko założyć wymarzoną suknię i szpilki Jimmy'ego Choo. Koleżanki, które jeszcze przed momentem przygotowywały ją, zdjęły kreację z manekina, by po chwili założyć ją na pannę młodą. Podciągając przód materiału wkładały jej buty i zostawiły samą, żeby mogła wziąć bukiet, pomyśleć i po raz ostatni przed wyjściem spojrzeć w lustro.

W tym samym czasie.


Przed kościołem pojawił się najlepszy przyjaciel panny młodej - Harry Styles. Dwudziestoletni rówieśnik Ann Marie, biznesmen, współwłaściciel korporacji Styles&Payne Company. Przystojny, wysoki, o lokach okalających jego twarz, którą udoskonalały hipnotyzujące, zielone oczy i seksowny uśmiech. Niósł ogromny pakunek w prawej ręce i butelkę jednego z najlepszych win, w lewej. Trunek podał panu młodemu, a sam zmierzał do przyjaciół. Zatrzymał się przy Niall'u.
- Z kim tym razem przyszedłeś?
- Sam. Już nie potrafię być z kimś innym niż Ona, a Ona dzisiaj wychodzi za mąż. Ona jest jedyną osobą, którą potrafię kochać i nie krzywdzić.
- Jak to? Przecież byłeś z tyloma dziewczynami i każdą kochałeś na swój sposób.
- Ale każdą krzywdziłem. Mimo licznych przeprosin one nigdy nie były już takie same, bo kiedy upuścisz talerz on sam się nie poskłada, a nawet jeśli go skleisz, to będzie popękany. Krzywdziłem je, bo w moim sercu od zawsze była Ona i tylko jej nie raniłem. Jak widać, ona udowodniła mi, że kochać wcale nie znaczy niszczyć. Trzeba znaleźć tylko odpowiednią osobę.
- To co ty tu, do cholery, jeszcze robisz?! Idź do niej! Powspominaj z nią wszystko za czym tak tęsknisz i o czym teraz myślisz.

Ruszył w stronę ojca Ann, żeby zapytać gdzie może znaleźć swoją ukochaną przyjaciółkę. Szybko dostał odpowiedź i zmierzał teraz prosto do pokoju w kościele, w którym znajdowała się Anie. Wszedł bez pukania. Zobaczył jak dziewczyna siedzi dusząc łzy w gardle. Widział ją nie raz w takim stanie. Wiedział, że ona nie płacze. Nie może.
- Co się stało? Coś z Willem? Rozmyśliłaś się? - zapytał, a dziewczyna podniosła głowę.
- A, to ty. Nie, nic. Tęsknię tylko za tym, co było. Wspominam stare czasy - wymusiła uśmiech, który ktoś, kto jej nie zna, uznałby za szczery.
- Patrz, też o tym myślałem i mam coś tylko dla ciebie. Tak żebyś mogła wspominać i przypominać sobie jaka jesteś zajebista - wręczył jej pakunek.
Ann go rozpakowała i od razu szczerze się uśmiechnęła. W paczce był wielki, kolorowy album, który Styles kupił w Paryżu, ze zdjęciami ich, ich przyjaciół i Willa Atkinsona - przyszłego męża Marie. Dwudziestopięcioletnia Jones nie wytrzymuje, roni najpierw jedną, a potem kolejne łzy.
- To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć. Nigdy nic nie będzie cenniejsze od naszych wspomnień i przygód - wyszeptała nie zważając na mokrą twarz czy rozmazany makijaż. 
Biznesmen ją objął w przyjacielskim geście. Teraz jest tylko Ann Marie Jones i Harry Styles. Odpłynęli w wir wspomnień, a mają co wspominać.


~*~
Mam nadzieję, że tym krótkim wstępem zachęciłam was do czytania tego opowiadania.
Miłej lektury! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz